Gdzieś po 2 w nocy dzwoni telefon.
Przez bełkot rozmówcy wyłapuję - Kamil zerwał, jakaś s*ka zabrała mi go, pożegnać się chce, wzięłam tabelki, za chwile umrę.
Teatralnie rozłączając się, przy próbie oddzwania - "Abonent chwilowo niedostępny..".
Rozbudziłam się momentalnie. W skrócie, dzwoniła dalsza znajoma, 28 lat, ponad 300 km mieszkająca ode mnie.
Nie znam jej dokładnego adresu, utrzymywałam z nią luźny kontakt przez sieć a tu wybrała mnie informując, że odbiera sobie życie.
Olać nie mogłam, bo co jeśli jednak nie żartowała?
Dzwonię pod 997 nakreślałam sytuacje, podaję jej dane i gdzie może dokładnie mieszkać (nie, nie wiedziałam skąd dzwoniła, jej adres to był punkt zaczepienia).
Dyżurny przyjął zgłoszenie, mówiąc że za chwile połączy się z tamtejszym komisariatem prosząc, abym była pod telefonem.
Za parę minut dostaję telefon od tamtejszych policjantów, jeszcze raz tłumaczę co mogę wiedzieć gdzie mieszka.
Dyżurny obiecuje, że ją znajdą i na moją prośbę poinformują mnie co z nią.
Po około 2 godzinach kolejny telefon. Znaleźli, jest już w szpitalu, jej życiu nic nie zagraża, mówiąc że reagowałam bardzo dobrze.
Od tego zdarzenia minęły tygodnie. Nie miałam żadnych informacji ani od niej, ani od jej rodziny. Do dziś.
Dostaję sms-a od obcego numeru, treść dość konkretna - "Ty ku*wo zje*bałaś mi życie, po ch*j dzwoniłaś na psy".
Nie ma za co. Wychodzi, że niepotrzebnie ratowałam komuś życie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz